Szukał Bragninskiego już od dobrych pół godziny. Przechadzał się po brudnych, szarych ulicach slumsów, patrząc co jakiś czas na tak samo brudne i szare niebo ponad nim. W końcu go znalazł, gdy z dziwną nonszalancją oparł się o mur. Laurent Engel wbił w niego spojrzenie krystalicznie błękitnych oczu, a dopiero po paru sekundach do niego podszedł.
- To nie jest dobre miejsce na rozmowę, Bragninsky. - stwierdził na powitanie.