- CHE PALLE! - krzyknął rozzłoszczony i spojrzał za odlatującym listem. Właśnie wygrzewał się w słońcu na swoim balkonie, siesta... Ach, tak mało do szczęścia potrzeba! Leniwie wstał z leżaka i z kwaśną miną zaczął obserwować lot wiadomości.... Niech tylko spadnie! O! Jest przy kwiaciarni!
Zaspany ruszył do wyjścia. Założył na siebie luźne rybaczki i japonki i tak wyszedł z domu. Jego mieszkanie mieściło się niedaleko centrum. Zwykle ulice, którymi się przechadzał, oblężone były przez... Brrr... Niemieckich turystów. Dzisiejszego, gorącego dnia, jednak nawet oni nie byli w stanie popsuć. Powolnym krokiem zbliżał się do sklepiku... - Oh Dio... Che bella... - zatrzymał się na chwilę, by dokładniej przyjrzeć się nieznajomej... Idzie w tą stronę! Presto! Trzeba coś dla niej wymyślić!
Porwał kartkę z herbacianych róż i zagwizdał głośno do nieznajomej - Ciao belleza~ - przesłał jej zalotny uśmiech i wyciągnął czerwony kwiat z wielkiego wazonu - Per tu~ - podszedł do niej i wręczył upominek - liczę, że jeszcze się spotkamy - dziewczyna wpatrywała się zdumiona i przestraszona... Czyżby ze wschodu? Tam przecież ludzie są tacy zamknięci... I piękni...
Wrócił do domu i dokładniej przeczytał informacje.
- Fratello? Co cię napadło, że chcesz mnie odwiedzić? - zapytał sam siebie i położył się na miękkim łóżku. Ziewnął znudzony i zgniótł papier. - Mam nadzieję, że nie przywieziesz mi znowu czterdziestu kilogramów cytryn... - skrzywił się na samą myśl i lekko uśmiechnął.