Tonio nie spodziewał się żadnych gości. Odpoczywał sobie w domku, próbując nabrać sił na czytanie i podpisywanie różnorakich papierów, w dużej części związanej z Włochami. Cóż, jak się brało za kogoś odpowiedzialność, trza było rzeczywiście ją na siebie przyjąć. Ale! Na razie Hiszpan odpoczywał. Miał siestę, dokładniej rzecz mówiąc. Bo to bardzo ważna rzecz! I głupie papiery nie mogą jej zakłócać.
Zakłóciło ją jednak coś innego. Coś, czego Tonio się nie spodziewał. Jęknął cicho, rozespany, po czym zwlekł się z kanapy, na swym szanownym tyłku mając zaledwie bokserki. W pomidorki, a jakże. Ziewając, doczłapał do drzwi i otworzył, przy okazji czując przeszywające zimno. Ah, jak on nienawidził obecnej pory roku... Gdzie słońce, gdzie ciepełko? Gdzie roznegliżowane Hiszpanki, które swym ciałem zachęcają każdego przechodnia? Tak, Latynos zdecydowanie wolał cieplejsze pory roku.
Gdy jednak powiew chłodu obudził Fernandeza, dostrzegł on pewną rzecz, która od razu rozjaśniła jego życie, niby wiadomość, że od dziś zima ma prawny zakaz przebywania w jego kraju. Nie była to jednak do końca rzecz, a raczej osoba. Persona, jak najbardziej mile widziana w hiszpańskich progach.
- Gilberto! - zawołał, rzucając się wręcz na szyję albinosa. - Jak miło, że przyjechałeś!